środa, 31 stycznia 2018

gdy rzeczy się mnożą

Myślałam, że nie dotyczy mnie już problem nadmiaru. Myślałam, że jest już mało, przejrzyście, idealnie.
Któregoś wieczoru B. zapytał, skąd biorę kolejne i kolejne rzeczy na sprzedaż. Otworzyłam szufladę w całości wypełnioną fantami. Skąd się biorą?

+ -
Nauczyłam się (w bólach) oszczędniej i uważniej wydawać pieniądze. Oczywistym, ilość kupowanych przedmiotów uległa zmniejszeniu. Po pytaniu B. zaczęłam więc spisywać. Wszystko, co przychodzi, wszystko, co odchodzi.

Wpadłam w pułapkę. Dopiero ta lista uświadomiła mi, jak bardzo folguję sobie w znoszeniu przedmiotów do domu. Nauczona doświadczeniem: a to się sprzeda, to odda, to na fanty, przestałam chyba panować nad takimi drobiazgami. W końcu wymienione, to nie kupione, więc czym się martwić.
Martwić.
Wymiana przedmiotów to też wymiana energii. Czasu. Uważności. A marnotrawstwo zasobów nie jest minimalizmem.
Jak sobie z tym radzę? Po pierwsze rozpisałam fiszkę na +/- do końca roku. Po drugie zapisuję każdą pierdołę, każdą próbkę perfum, każdą parę rajstop. Po trzecie zacieśniłam budżet. Wysyłka też kosztuje. Po czwarte powoli i systematycznie usuwam się z grup ogłoszeniowo-sprzedażowych. Po piąte, rzeczy nabyte w danym miesiącu w miarę możliwości składuję w jednym miejscu. To uświadamia mi, jak wiele miejsca zajmują. Jeśli znikną przed końcem miesiąca lub ich używam, więc zmieniają swoje miejsce na stałe - dobrze. To tylko weryfikuje ich przydatność. Niestety szuflada niezmiennie pełna jest drobnych szpargałów.
Po szóste pieniądze i czas wyskrobane z nie-nabywania/oglądania/przesyłania przeznaczam na siebie. Na kurs dietetyki zwierząt. Na poradnik pielęgnacji roślin. Na to, co daje mi radość.

Myśleliście kiedyś, ile przedmiotów przepływa przez wasze ręcę w ciągu miesiąca?
A może chcecie wypróbować metodę plus minus?
Dajcie znać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz