piątek, 29 lipca 2016

Rzeczy a głowa

Ludziom wydaje się, że minimalizm to pusta przestrzeń, rodzaj ascetyzmu i wyrzyczenia się dóbr doczesnych, wręcz ubóstwo.
Bardzo bałam się minimalizmu, bo właśnie tak był mi przedstawiany.
Minimalizm to nie puste półki, minimalizm to stan umysłu. Stan, w którym nie mamy, bo nie musimy.
Jak większość kobiet miałam dziesiątki torebek. Na różne okazje, różne stylizacje. Dziesiątki torebek wypełniających szafy, szafki i szuflady.
Teraz torebki mam dwie, na codzień i trzy na inne okazje (jedną bardzo wyjściową kopertówkę, jedną torebkę na imprezy na mieście - której nie żal zgubić i zniszczyć oraz wakacyjny nieprzekalny plecak). Na codzień duża skórzana torba Dziki Józef oraz mała torebka na pasku Michael Kors. Dwie torebki, z którymi życję bez przerwy od kilu miesięcy. I nie odczuwam, że czegoś mi brakuje.
Kiedyś myślałabym, ale jak to, a co ze stylizacją biurową, co z dress codem w pracy, co z wyjściem na obiad ze znajomymi?
W całym eliminowaniu w głowie ułożył mi się obraz tego, co mam, czego mi brakuje, co spełniłoby wszystkie te wymagania w jak najmniejszej ilości elementów. Dlatego sprzedałam wszystkie torebki za grosze, a kupiłam Danielę Korsa (na marginesie, wyobraźcie sobie, ile musiało tego być, skoro do torebki dopłaciłam tyle, co do sieciówkowego zakupu).
Minimalizm to stan umysłu, stan, w którym potrafimy jasno określić, czego chcemy, ile jest nam potrzebne, z czego możemy zrezygnować i nie cierpieć.
Wyrzucanie rzeczy to tylko mikro część ogromnego procesu.
Pamiętam uczucie ulgi, gdy któregoś dnia zrozumiałam, że tak, jak porządkuję i usuwam zbędne przedmioty, tak samo mogę uporządkować i usunąć zbędne wspomnienia.

czwartek, 28 lipca 2016

Kuchnia

Najprościej było z kuchnią. Przywiozłam cztery przeprowadzkowe kartony rzeczy zbędnych. Stałam nad nimi, patrzyłam na otarte szafki kuchenne i gdzieś tam w zmęćzonej głowie zaświtała myśl: po co ci to? Po co ci zestaw kieliszków do wódki dla dziesięciu osób, skoro nie pijesz wódki. Po co ci dwa komplety szklanek do whisky, skoro nie lubisz whisky. Po co ci zastawa obiadowa dla sześciu osób, skoro mieszkasz sama. Po co ci zastawa, której zwyczajnie nie lubisz.
Z kartonów wyciągnęłam trzy małe garnuszki, patelnię, kilka akcesoriów, po 8 sztuk sztućców.
Wsiadłam w samochód i pojechałam po dwa kubki i 4 talerze, takie, jak lubię.
W domu wszystko wymyłam, wsadziłam do szafki i zadzwoniłam do koleżanki: hej, ponoć się przeprowadziłaś, nie potrzebujesz wyposażenia kuchni?
To była pierwsza rzecz, która wyfrunęła z mieszkania.
Z czasem wyrzucałam, sprzedawałam i oddawałam kolejne. Pojemniki na żywność, pojemniki na pojemniki, szklane, plastikowe, ładne, mniej ładne, miseczki, pojedyncze sztuki kubków i filiżanek, łyżeczki do lodów, sitka, chochle, cedzaki. Krok po kroku, dzień po dniu opróżniałam szafki.
Dziś wciąż nie jest perfekcyjnie, wciąż za dużo, ale mam w głowie koniec, ten ład idealny. To kwestia czasu i możliwości. Szukania ludzi, którzy mogą czegoś potrzebować.
To był przyjemny, dający mocnego kopa początek.

środa, 27 lipca 2016

1

Są takie chwile, kiedy coś w nas pęka. Kiedy wiesz, że właśnie teraz trzeba coś zmienić, bo dłużej się nie da.
We mnie pękło w styczniu 2015 roku. Przeprowadzałam się z wielkiego domu, 120m2, do małego mieszkania, 45m2. Ja i sześć zwierząt. I niekończący się korowód kartonów. 45m2 zastawione po sufit, zastawiony balkon, okno balkonowe, ścianki działowe w salonie z kartonów. Chciało mi się wyć. Jak do tego doszło? Jak mogłam tyle nagromadzić? Co w ogóle jest w tych wszystkich pudłach?
Tak, mamy lipiec. Półtora roku później. Tyle mniej więcej zajęło mi ogarnięcie tego niekończącego się burdelu.
Ale kartony to tylko przykrywka, bodzieć. Tak naprawdę w tych kilkanaście miesięcy wydarzyło się o wiele więcej.
Czasem, gdy wrzucam ogłoszenie o kolejnej rzeczy do oddania, znajomi kpią. Że mam sklep. Że niedługo zostanę w pustych czterech ścianach. Że marnuję hajs. Przykre jest, że nie mam komu o tej przemianie opowiedzieć, bo dla innych jest po prostu śmieszna.
Mniej znaczy lepiej.
Tak myślę dziś i to się liczy.