piątek, 3 marca 2017

po pierwsze nie będziesz ludziom zaglądać do kieszeni

Porządki mają to do siebie, że na pewnym etapie otoczenie je zauważa i zaczyna komentować. Masz magazyn? Wykupiłaś hurtownię? Obrabowałaś bank?
A może właśnie...
Zbankrutowałaś?

Nie mam w zwyczaju zaglądać ludziom do kieszeni. Drażni mnie wyliczanie, co kto ma, na co go stać, co musiał zrobić, żeby to mieć. Mam to w nosie. Nie mój cyrk, nie moje małpy. Nie moje pieniądze, nie moja kieszeń, nie mój interes.

Pękłam.

Moje porządki i wyprzedawanie osiągnęły ten punkt, gdy pozbywam się rzeczy, które nabyłam niedawno, są wartościowe, którym wolałam podarować drugie życie z wielu powodów.

Osią dzisiejszej historii jest drapak. Odkąd mam koty, marzyłam o drapaku Rufi. Kto zna, ten wie, ceny kosmiczne. Ale jakość równie kosmiczna. Kiedyś z głupia napisałam do firmy, czy zrobiliby drapako-psio-legiowisko-budo-nie-wiem-co. Kilka maili, rysunków, rozmów telefonicznych. Oczywiście, że zrobią.
Drapak z legowiskiem dla psów mojego projektu, z wysyłką kosztował 2325zł. Dokładnie tyle. Za dodatkową podstawę dopłaciłam później jeszcze 197,80zł.
Drapak przyjechał, piękny, okazały, stabilny, hiper praktyczny. Niestety pełnił swoją funkcję tylko do przeprowadzki. W nowym miejscu koty się na niego obraziły, Spring do budki w ogóle nie chciała wchodzić. Z bólem serca zdecydowałam się drapak sprzedać.
Wystawiłam go na swojej grupie sprzedażowej za 1000zł, z czego 100zł miało jeszcze polecieć na fundacje.
I się zaczęło.
'Chyba ci się zero przestawiło - Jest ok - To chyba cię pojebało'
'Nie trzeba było kupować, jak nie masz na chleb'
'Aż tak masz źle, że musisz żebrać?'
'Na chuj ci tyle zwierząt, jak cię nie stać'

Nie chce mi się nawet wypisywać reszty. Nie mam siły.

Tak, wtopiłam mnóstwo pieniędzy. Ale ludzie uczą się na błędach. A ja nie przewidziałam, że w nowych warunkach drapak nie będzie spełniał żadnej funkcji. Jeśli ktokolwiek z Was by się spodziewał - ręka do góry.

Teraz przymierzam się do sprzedaży torebek Michaela Korsa i pierwszy raz boję się wystawić ogłoszenie. Boję się tych bzdurnych komentarzy, tych bezsensownych docinań, wyliczania, co mam, czego nie mam, na co mnie stać a na co nie.

Cała ta historia była dla mnie niewyobrażalnie przykra. Głównie dlatego, że drapak udało mi się w końcu sprzedać i nowi właściciele są nim zachwyceni - ich zwierzęta jeszcze bardziej. Naprawdę ucieszyłam się ze zdjęcia, na którym górę obsiadają koty, a w budce śpi ich tymczasowicz. Właśnie tam spełniał swoją funkcję, miał znaczenie. U mnie był tylko kurzącym się gratem, który budził we mnie wyrzuty sumienia.

Próbowałam zrozumieć tamte komentarze, jakoś je sobie zracjonalizować, ale nie dałam rady. Przyznaję, nie dałam rady.

Nie proszę o pomoc, nie żebram o pieniądze, nie zbieram na swoje zwierzęta, nie epatuję swoimi kłopotami. Skąd więc tyle zawiści, skąd tyle jadu? I po co?

Pierwszy raz naprawdę zachwiała się moja pewność, pierwszy raz proces rozstawania się z rzeczami był bolesny nie z powodu sentymentów, a otoczenia.

Spotkaliście się kiedyś z takimi zachowaniami? Jak sobie z tym poradziliście?