czwartek, 29 marca 2018

a jeśli kiedyś będę musiał odejść?

Rozstania i pożegnania chyba zawsze są ciężkie. Im bardziej ostateczne, tym trudniejsze. Kiedy odchodzi ktoś nam bliski, za wszelką cenę zatrzymujemy go na siłę. A jeśli już nie można - łapiemy się jego rzeczy.


Pamiątek, zdjęć, ulubionych zapachów, kupujemy ulubione mydło czy gotujemy danie, które zawsze tak dobrze temu komuś wychodziło. Świadomie lub nie. przywołujemy zmarłych.
Ogromne oburzenie zatem budzi pozbywanie się pamiątek i rzeczy osobistych. Że to brak szacunku. Albo brak przywiązania. Pójście na łatwiznę. Mogłabym tu wpisać pewnie tysiąc innych wyrzutów, które każdy z nas kiedyś usłyszał.
Kilka lat temu umarła moja Babcia. To, co z nią kojarzyłam, to stare meble, rysunki, malunki i rośliny. Ja potrafiłam ususzyć kaktusa, pod jej ręką kwitły hoje, fikusy zmieniały się w drzewa, amarylisy kwitły jak szalone. Nie pamiętam, co zabrałam z domu. Wiem, co mi zostało.
Po tych kilki latach został mi stolik po maszynie. Maszyna sama w sobie poszła na licytację, a dochód zasilił konto fundacji Stawiamy na Łapy. Stolik przeszedł już tysiąc przeprowadzek, przenosin, przestawień, modyfikacji. Był już kwietnikiem, stolikiem nocnym, szafką w przedpokoju, legowiskiem dla kota, pojemnikiem na smycze etc etc. Teraz znów szykują się mu kolejne zmiany. Przeniesie się na balkon, gdzie będzie podstawą dla ziół i hamakiem dla kotów. Za jakiś czas zapewne zazna kolejnych modyfikacji, jak zmiana blatu, usunięcie stopy. Możliwe, że za kilka lat nie zostanie z niego nic. Czy to będzie znaczyć, że zapomniałam o Babci? Że zbezcześciłam pamiątkę po niej?
Jestem przekonana, że używanie jest najwyższą formą szacunku wobec pamiątek. Próby nadania nowego życia przedmiotom, które dzielą historię z naszymi bliskimi, próby odszukania dla nich nowych funkcji, by jeszcze przez jakiś czas mogły nam służyć i towarzyszyć każdego dnia. Oczywiście, rzeczy używane się zużywają, niszczeją. Ale niszczeją z klasą. W poczuciu spełnionego obowiązku. Są przedłużeniem życia i żywych wspomnień.
Bo jeśli tak nie jest - zapewne stolik stałby latami w garażu drugiej babci, spróchniał, spleśniał, zniszczał. Czy to byłoby lepsze rozwiązanie?

Kilka dni temu pożegnałam Coco. Byłyśmy razem prawie 9 lat. Gdy ją wzięłam, była kilkutygodniową kulką nieszczęścia wielkości przerośnietęgo chomika. Kiedy musiałam się z nią rozstać, nie było łatwo. Po czasie zabrałam się również za porządkowanie jej rzeczy. Kubraków, szelek, smyczy, dokumentów, misek. Za każdym razem, gdy ich dotykam, boli. Gdy piorę kubraki, wyciągam z pralki, ściągam z suszarki, pakuję to torby. Gdy z teczki wypada RTG jej wielkiej szczęki. I tyle chcę po niej zostawić. RTG wielkiego potwora. Z jeszcze większym sercem. Mam nadzieję, że z całej reszty skorzysta jakiś inny psiak (jeśli znacie jakiegoś mikro malucha w potrzebie - dajcie znać!). Myślę, że nie miałaby mi tego za złe. Tak jak wierzę, że Babcia pochwaliłaby moje próby 'angażowania' stolika w nasze codzienne życie.

Jaki jest Wasz stosunek do pamiątek? Potraficie je porządkować? Żegnać się z nimi? A może uważacie, że należy je przechowywać w niezmienionej formie i tylko czasem wyciągać i podziwiać?