Pamiątek, zdjęć, ulubionych zapachów, kupujemy ulubione mydło czy gotujemy danie, które zawsze tak dobrze temu komuś wychodziło. Świadomie lub nie. przywołujemy zmarłych.
Ogromne oburzenie zatem budzi pozbywanie się pamiątek i rzeczy osobistych. Że to brak szacunku. Albo brak przywiązania. Pójście na łatwiznę. Mogłabym tu wpisać pewnie tysiąc innych wyrzutów, które każdy z nas kiedyś usłyszał.
Kilka lat temu umarła moja Babcia. To, co z nią kojarzyłam, to stare meble, rysunki, malunki i rośliny. Ja potrafiłam ususzyć kaktusa, pod jej ręką kwitły hoje, fikusy zmieniały się w drzewa, amarylisy kwitły jak szalone. Nie pamiętam, co zabrałam z domu. Wiem, co mi zostało.
Po tych kilki latach został mi stolik po maszynie. Maszyna sama w sobie poszła na licytację, a dochód zasilił konto fundacji Stawiamy na Łapy. Stolik przeszedł już tysiąc przeprowadzek, przenosin, przestawień, modyfikacji. Był już kwietnikiem, stolikiem nocnym, szafką w przedpokoju, legowiskiem dla kota, pojemnikiem na smycze etc etc. Teraz znów szykują się mu kolejne zmiany. Przeniesie się na balkon, gdzie będzie podstawą dla ziół i hamakiem dla kotów. Za jakiś czas zapewne zazna kolejnych modyfikacji, jak zmiana blatu, usunięcie stopy. Możliwe, że za kilka lat nie zostanie z niego nic. Czy to będzie znaczyć, że zapomniałam o Babci? Że zbezcześciłam pamiątkę po niej?
Jestem przekonana, że używanie jest najwyższą formą szacunku wobec pamiątek. Próby nadania nowego życia przedmiotom, które dzielą historię z naszymi bliskimi, próby odszukania dla nich nowych funkcji, by jeszcze przez jakiś czas mogły nam służyć i towarzyszyć każdego dnia. Oczywiście, rzeczy używane się zużywają, niszczeją. Ale niszczeją z klasą. W poczuciu spełnionego obowiązku. Są przedłużeniem życia i żywych wspomnień.
Bo jeśli tak nie jest - zapewne stolik stałby latami w garażu drugiej babci, spróchniał, spleśniał, zniszczał. Czy to byłoby lepsze rozwiązanie?
Kilka dni temu pożegnałam Coco. Byłyśmy razem prawie 9 lat. Gdy ją wzięłam, była kilkutygodniową kulką nieszczęścia wielkości przerośnietęgo chomika. Kiedy musiałam się z nią rozstać, nie było łatwo. Po czasie zabrałam się również za porządkowanie jej rzeczy. Kubraków, szelek, smyczy, dokumentów, misek. Za każdym razem, gdy ich dotykam, boli. Gdy piorę kubraki, wyciągam z pralki, ściągam z suszarki, pakuję to torby. Gdy z teczki wypada RTG jej wielkiej szczęki. I tyle chcę po niej zostawić. RTG wielkiego potwora. Z jeszcze większym sercem. Mam nadzieję, że z całej reszty skorzysta jakiś inny psiak (jeśli znacie jakiegoś mikro malucha w potrzebie - dajcie znać!). Myślę, że nie miałaby mi tego za złe. Tak jak wierzę, że Babcia pochwaliłaby moje próby 'angażowania' stolika w nasze codzienne życie.
Jaki jest Wasz stosunek do pamiątek? Potraficie je porządkować? Żegnać się z nimi? A może uważacie, że należy je przechowywać w niezmienionej formie i tylko czasem wyciągać i podziwiać?