środa, 2 listopada 2016

balans

Ludziom wydaje się, że życie jest czarno-białe. Zawsze do chwili, gdy staną przed ciężkimi decyzjami. Wtedy zaczynają dostrzegać setki i tysiące odcieni szarości. Niuanse. Połączenia. Zależności. Z łatwościa przychodzi nam decydowanie za kogoś, ocenianie metodą zero-jedynkową, ale gdy jakikolwiek problem zaczyna dotykać nas samych - milkniemy. Oczekujemy od innych milczenia. Swobody myśli. Ciszy. Przeglądamy wtedy każdą sytuację jak pojedyncze zdjęcia animacji poklatkowej. Zastanawiamy się, czy można coś zmienić, jak coś zmienić, żeby było jak najlepiej. Odkrywamy mikroróżnice. Weryfikujemy własne priorytety, moralność, ocenę świata.

Nigdy nie uważałam, że świat jest czarno-biały, ale z każdą złą i dobrą rzeczą napotkaną na drodze upewniałam się, że odczuwanie w dwóch barwach ułatwia wiele decyzji. Nie tyle upraszcza niektóre wybory, ale sprawia, że mamy mniej wątpliwości. Że może reagujemy za szybko i nie zawsze słusznie, ale możliwie zgodnie ze sobą.
Dzięki tej spójności nauczyłam się nie żałować. Nie żałować i nie analizować, co by było, gdyby. Popełniłam wiele błędów, ale od pewnego momentu to były tylko moje błędy. Nie żałowałam. Uczyłam się na nich. Czerpałam wiedzę o sobie samej.
Przede mną kolejna zmiana. Zmiana, przed którą pierwszy raz od dawna się wahałam. Bo niestety miałam za dużo czasu i każdą klatkę przeleciałam w głowie milion razy. O milion za wiele.
Ale w głębi ducha się cieszę. Hoduję w sobie same dobre przeczucia. Czuję, że nawet gdybym przed takim wyborem stanęła kilka razy - zawsze podjęłabym identyczną decyzję.
Noszę w sobie pewność. Dziś jest tylko biało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz